O wyjątkach od okresu stand-still

W zasadach dotyczących okresu stand-still, czy okresu bezczynności zamawiającego w oczekiwaniu na ewentualne odwołania po wyborze oferty najkorzystniejszej, niewiele się przez lata zmieniło. Ostatnia poważna zmiana miała miejsce bodajże w 2010. Wprowadzono wtedy bardzo sensowny wyjątek od wymogu zachowania okresu stand-still – jeśli w postępowaniu została złożona tylko jedna oferta (z wariantem pobocznym w trybach dwustopniowych – wspólny warunek jednej oferty i upływu terminu na odwołanie od wykluczeń, które mogły nastąpić na pierwszym etapie postępowania), można było zawrzeć umowę od razu.

Wyjątek jest sensowny, bo jeśli mamy jedną ofertę, to i w praktyce nie ma podmiotów uprawnionych do podważania wyboru tej oferty. Gdyby ta jedyna oferta została odrzucona, to i nie ma mowy o okresie stand-still, bo przecież nie dochodzi do podpisania umowy.

Czytaj dalej

O wyznaczaniu terminów

Zamawiający wyznaczając wykonawcom terminy na składanie wyjaśnień, uzupełnień czy podmiotowych środków dowodowych, nie jest ograniczony zbyt wieloma szczegółowymi regulacjami. Zresztą, nic dziwnego – wszak wyjaśnienie wyjaśnieniu nierówne. Konkretne przepisy odnoszą się tylko do składania podmiotowych środków dowodowych i wyznaczają minimalne terminy, jakie zamawiający musi dać wykonawcom – 5 dni poniżej progów unijnych i 10 dni powyżej nich.

Czy to oznacza, że poza tym hulaj dusza, piekła nie ma? Nie do końca, mamy przecież jeszcze zasady. Co prawda nie znajdziemy w ustawie ogólnego zapisu dotyczącego takich terminów podobnego do art. 131 ust. 1 (i analogicznych w postępowaniach poniżej progów unijnych), zgodnie z którym termin składania ofert czy wniosków ma uwzględniać złożoność i specyfikę przedmiotu zamówienia oraz czas niezbędny do ich przygotowania i złożenia. Jednak nie ulega wątpliwości, że podobna zasada obowiązuje także i przy terminach składania wyjaśnień, uzupełnień czy podmiotowych środków dowodowych. Gdyby bowiem nie myśleć o wykonawcy, zamawiający naruszaliby zasadę zapewnienia zachowania uczciwej konkurencji – nierealny termin w praktyce eliminowałby z przetargu wykonawcę, a nie o to w zamówieniach chodzi.

Czytaj dalej

O wyprzedzaniu KIO

Mam wrażenie, że powoli nam się wykształca nowa praktyka: mianowicie niektórzy zamawiający po otrzymaniu odwołania, zgadzając się z jego zarzutami, zaczynają od wykonania czynności, których oczekiwałby od nich odwołujący. Pół biedy, jeśli chodzi tu o zmiany specyfikacji warunków zamówienia, wszak tu większość takich zmian działa na korzyść szerszego grona wykonawców (no, chyba że zmiany polegałyby na zaostrzeniu wymagań, ale takie odwołania się nie zdarzają). Trudniejsza sprawa jest, gdy sprawa dotyczy wyboru najkorzystniejszej oferty.

Tutaj bowiem toczy się walka pomiędzy wykonawcami i w przypadku odwołań na tym etapie niemal zawsze jest tak, że odwołanie godzi w interes jakiegoś innego wykonawcy (wyjątkiem mogą być sytuacje, w których wykonawca jest tylko jeden, ale i tu sytuacja nie zawsze jest prosta). Procedura odwoławcza została ustalona w sposób, który powinien zabezpieczać interesy wszystkich stron. Konkurent, w którego interes odwołanie godzi, może przystąpić do postępowania odwoławczego, a jeśli zamawiający w odpowiedzi na odwołanie uwzględni zarzuty – wnieść sprzeciw i doczekać się rozstrzygnięcia przez KIO.

Czytaj dalej

O czwartym trybie podstawowym

Ustawodawca podarował uczestnikom systemu zamówień publicznych (a właściwie zamawiającym, bo to do nich należy decyzja o wyborze) trzy warianty trybu podstawowego stosowanego w zamówieniach poniżej progu unijnego. W pierwszym nie ma żadnych negocjacji, w drugim negocjacje mogą być, ale nie muszą – jednak wolno negocjować tylko elementy oceniane w kryteriach oceny ofert, natomiast w trzecim trybie negocjacje są obowiązkowe, ale ich celem jest podniesienie efektywności realizacji zamówienia, a na dodatek trudno rozmawiać o konkretach, skoro wiążące oferty są śpiewką przyszłości.

Oczywiście, tryb podstawowy w wariancie drugim, czyli z możliwością prowadzenia negocjacji, jest stworzony w sposób ciut kuriozalny. Można rozmawiać o cenie, ale nie można o zakresie zamówienia. W wielu przypadkach takie negocjacje nie będą miały sensu, bo w normalnych warunkach zmiana ceny czy innego parametru ocenianego kryteriach powinna wiązać się ze zmianą warunków zamówienia, a to jest niedozwolone. Efektem może być dążenie do podejmowania pewnych ustaleń „na gębę”, z naruszeniem wszystkich zasad udzielania zamówień publicznych, może z wyjątkiem zasady prowadzenia postępowania w języku polskim1.

Czytaj dalej

O waloryzacji cen za pośrednictwo w płatnościach

I znowu będzie o waloryzacji. Który już raz, nie zliczę. Pośród licznych tekstów, jakie w „szponach” na ten temat się pojawiły, był też taki, który odnosił się do przypadków, w których życie wyprzedziło ustawę – zamówień, w których waloryzacja była już wcześniej czymś absolutnie naturalnym. Chodzi tu o ten tekst z początku ubiegłego roku, w którym pisałem o waloryzacji na przykładzie zakupów paliw czy zaciągania kredytów bankowych (choć oczywiście nawet i tam mogą zdarzyć się przetargi na ceny stałe, ale jeśli nawet – dotyczyć będą tylko krótkich okresów czasu, bo przy dłuższych na takich warunkach raczej trudno byłoby o oferty).

W przypadkach takich zakupów mamy do czynienia z waloryzacją idealną, przy której art. 439 Pzp do niczego nie jest potrzebny – przeciwnie, narzuca ograniczenia (np. w postaci limitu maksymalnej zmiany cen), które przy takich zamówieniach stanowią raczej zawadę niż wnoszą cokolwiek sensownego. Ale są też inne przypadki, które już tak idealnej waloryzacji za sobą nie niosą, ale i tu przepisy ustawa Pzp jest trudna w praktycznym zastosowaniu. Jednym z nich jest usługa pośrednictwa w płatnościach.

Czytaj dalej

O okresie, na który zawierana jest umowa

Waloryzacja cen umownych to temat, który powraca w „szponach” nieustannie, odkąd w ustawie się pojawiła. Pojawiło się tu m.in. zagadnienie okresu obowiązywania umowy, od którego obowiązek wprowadzenia waloryzacji jest uzależniony. O ile dobrze kojarzę (w tym momencie tekstu znaleźć nie mogę), rozważałem problem umów, które były zawarte na okres krótszy niż ustawowe granice, a których realizacja przedłużała się i te granice przekraczała. Tymczasem nie trzeba iść tak daleko – problem, na jaki okres zawierana jest umowa i czy zamawiający ma obowiązek przewidzieć waloryzację, zaczyna się już u źródła.

No bo co to znaczy, że umowę zawarto na okres dłuższy niż 12 miesięcy (art. 436 pkt 4 Pzp) / 6 miesięcy (art. 439 ust. 1 Pzp)? Zdroworozsądkowo patrząc, okres, na który zawarto umowę, odpowiada po prostu okresowi, w którym strony realizują swoje świadczenia/zobowiązania z tej umowy wynikające. Dopóki świadczenie jest wykonywane, dopóty umowa trwa. Co to oznacza w praktyce? Ano oznacza to, że umowa jest zawierana na okres, który obejmuje wykonanie wszystkich świadczeń w umowie określonych. A tymczasem w kontekście waloryzacji nie ma to wielkiego sensu.

Czytaj dalej

O ofertach częściowych i zamówieniu z wolnej ręki

Przywykliśmy do tego, że w postępowaniach przetargowych możemy dopuszczać składanie ofert częściowych. Ba, biorąc pod uwagę ostatnie zmiany w przepisach i konieczność tłumaczenia się przez zamawiających w dokumentach zamówienia z ewentualnego niedopuszczenia takich ofert – można powiedzieć, że czuć pewną presję, aby składanie ofert częściowych dopuszczać. Jest wszakże jeden tryb postępowania, w którym z takim rozwiązaniem jest kłopot, nawet gdyby zamawiający tego bardzo chciał – zamówienie z wolnej ręki.

W praktyce niejedno takie zamówienie obserwuję – gdy przedmiot zamówienia jest powtarzalny, udzielany wielu podmiotom (zwłaszcza osobom fizycznym), z identycznym uzasadnieniem i zrobienie jednego zamówienia z wolnej ręki z częściami było dla zamawiającego znacznie mniej pracochłonne od robienia sporej liczby odrębnych postępowań, a dla wykonawców – było kompletnie bez różnicy. I nie widzę w tym nic złego, ale formalnie rzecz biorąc tak się robić nie powinno.

Czytaj dalej

O wzorach w kryteriach oceny ofert

Całkiem niedawno odnosiłem się tutaj do artykułu Dariusza Koby z numeru 4/2023 miesięcznika „Doradca. Zamówienia publiczne”. W tym samym numerze umieszczono też drugą część tekstu Norberta Szildera pt. „Przetarg nieograniczony na świadczenie gminnych usług przewozowych”. Trudno w nim znaleźć konkretne odniesienia do przywołanego w tytule przedmiotu zamówienia, czyli owych gminnych usług przewozowych – np. omawiając warunki w postępowaniu autor odnosi się do warunków dotyczących uprawnień, ale ani słowem nie wspomina o tym, jakie to uprawnienia w tym konkretnym przypadku powinny być wymagane. Cóż, być może uszczegółowienia znajdziemy później, ja do majowego numeru jeszcze nie dobrnąłem.

Jednak jedna rzecz zabolała mnie już teraz. Mamy mianowicie krótki rozdział na temat kryteriów oceny ofert. I gdy przy kryteriach niewymiernych autor promuje właściwe zachowania, to mam wrażenie, że przy tych wymiernych – nie do końca. Znajdziemy tam wprawdzie zdanie, że można stosować różne wzory, ale autor wskazuje dwa z nich jako najpopularniejsze i podaje przykładowe kryteria, w których można je zastosować. Problem w tym, że choć w praktyce są one często stosowane w takich sytuacjach, to rodzą one dodatkowe ryzyka i niepewności, kompletnie w postępowaniu zbyteczne i możliwe do uniknięcia. I warto byłoby promować nieco inne rozwiązania. Dopisać jakieś zdanie, że choć popularne, to istnieje pewne „ale”.

Czytaj dalej

O waloryzacji na podstawie wskaźnika inflacji

Poczekaj z tym jajkiem do północy, jutro będą 10 gr droższe - rys. Wanda Bednarczyk
Rys. Wanda Bednarczyk

Dwa lata temu, gdy art. 439 Pzp zaczynał obowiązywać, pisałem w „szponach”, że popularny wskaźnik inflacji (czyli cen towarów i usług konsumpcyjnych) publikowany przez GUS niekoniecznie może być najlepszym punktem odniesienia do waloryzacji ustawowej. Bo ustawa mówi o „materiałach lub kosztach związanych z realizacją zamówienia”, a tymczasem inflacja odnosi się do koszyka dóbr stricte konsumpcyjnych, często niewiele mających wspólnego z przedmiotem zamówień.

Cóż, problem w tym, że czasami trudno jest znaleźć adekwatne do przedmiotu zamówienia wskaźniki oparte na utrwalonych mechanizmach, oraz regularne i ciągłe (bo co nam ze wskaźników, które są publikowane nieregularnie albo przez krótki okres czasu). I dlatego zamawiający często jednak po inflację sięgają, zachęcani zresztą do tego przez przykładowe rozwiązania upowszechniane przez Urząd Zamówień Publicznych, np. w ubiegłym tygodniu – rekomendacje w zakresie waloryzacji umów z zakresu IT.*

Czytaj dalej

O jawności i zaufaniu

Rzadko mi się zdarza nie zgadzać w czymś z Dariuszem Kobą. W tej chwili nie przypominam sobie ani jednego innego tematu poza tym poruszonym poniżej. Zresztą, w tym przypadku tego braku zgody niezwykle żałuję. Przede wszystkim dlatego, że moje odmienne stanowisko wynika ze znacznie bardziej pesymistycznej oceny świata zamawiających. A chodzi o kwestie jawności postępowania, a w szczególności składanych ofert.

Dariusz Koba w kwietniowym numerze „Doradcy” (tekst jest też dostępny na jego stronie internetowej) wskazuje na wyrok TS UE dotyczący kwestii zastrzegania tajemnicy przedsiębiorstwa w ofertach wykonawców. Znakomita większość spostrzeżeń jest słuszna, ale kilku elementów tej opinii nie jestem w stanie wpasować w swoją układankę zamówieniowego świata. Przede wszystkim chodzi o kwestię ochrony zaufania w postępowaniu – zaufania, jakie wykonawca ma do zamawiającego.

Czytaj dalej